Małe końce świata By Justyna Mazur

Większość tych „małych” końców świata mam za sobą. Urwany kontakt z przyjacielem z dzieciństwa, strata rodzica w młodym wieku, pierwszy poważny związek, który się nie udał, zostawiając za sobą same zgliszcza, w dodatku zakończony prawie w takich samych okolicznościach jak ten autorki. Dziwna relacja z wiarą i kościołem.
Być może dlatego ta książka tak na mnie podziałała, kończąc rozdziały ze łzami w oczach i przywracając wspomnienia, które były schowane gdzieś głęboko.
Zupełnie się nie spodziewałam takich emocji jakich mi dostarczyła. Zdecydowanie moja topka tego roku. Małe końce świata Polecam wszystkim miłośnikom twórczości Justyny. 😭 Jej podcasty pomagały mi w najgorszych chwilach, a ta książka jest pięknym podsumowaniem początkowego ich etapu. Chciałam przeczytać od samej premiery, ale dopiero teraz wykupiłam sobie audiobooka i już wiem, że będę do niego wracać.🤍 Małe końce świata 4,5/5

Ależ mi było momentami smutno, kiedy czytałam tę książkę. Trochę trudno jest ubrać w słowa wszystko, co czułam, ale smutek jest zdecydowanie tym, co nie opuszczało mnie przez znaczą część Małych końców świata. I to, wbrew pozorom, wcale nie tylko dlatego, że przeżycia Justyny to nie spacer po plaży w ciepły, słoneczny dzień. Raczej przez to, że są w tej książce takie tematy, wątki, takie przemyślenia i przeżycia, z którymi bez trudu umiałam się utożsamić. Można powiedzieć, że ta książka była dla mnie trochę takim powrotem do przeszłości. Jakimś rodzajem podróży sentymentalnej, ale takiej, która oprócz przypominania o tych fajnych chwilach, skupiała się też na tych słabych, a nawet złych momentach.

Bardzo osobista jest ta książka, ale też odnoszę wrażenie, że bardzo ważna. Bo prawda jest taka, że mimo tego smutku, każda historia sprowadza się do dwóch rzeczy. Pierwszą jest to, że każdy ma swoje małe końce świata. Drugą - że można sobie z nimi poradzić. Małe końce świata „Kocham kobiety i to, jakie są. Za to, ile są w stanie znieść, udźwignąć, jak wielkie pokłady wrażliwości i emocji w sobie mają. Że jest im o wiele trudniej w życiu zawodowowymi, szczególnie gdy są matkami, a dają radę. Prą do przodu, nie poddają się. Nie rozumiem (choć się staram) kobiet, które boją się powiedzieć, że chcą swoich praw, że się ich domagają. Że mają, kurwa, dość.” Małe końce świata Wystarczy raz, by wytatuować komuś na duszy traumę.

O książce Justyny Mazur w czasie, kiedy miała swoją premierę, słyszałam niewiele, choć zapewne przepiękna okładka Małych końców świata kilkukrotnie przewinęła się przez mojego Instagrama. Jeszcze do niedawna o Autorce nie wiedziałam zbyt dużo - to popularna podcasterka, zajmująca się tematyką kryminalną. Kto to widział, by tak młoda osoba pisała swego rodzaju autobiografię? Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Julię, która szybko wymościła sobie kawałek miejsca w moim serduszku jako jedna z bliższych mi osób. To ona poleciła mi Małe końce świata ze słowami, że to książka, na której wraz z Justyną śmiała się i płakała.

No dobrze, poprzeczka zawieszona wysoko, a co otrzymałam? Małe końce świata to zbiór jedenastu historii z życia Autorki, każda poświęcona odrębnemu tematowi, odrębnemu „końcowi świata”. Justyna Mazur wraca wspomnieniami do dzieciństwa, do pierwszych przyjaźni, a później nastoletnich i studenckich miłości, opowiada o swoich relacjach z rodziną i przyjaciółmi, o stosunkach z Kościołem katolickim, o śmierci bliskiej osoby, a także o tolerancji i równości. Niektóre historie uderzają bliżej domu, niektóre dalej. Jednakże wydaje mi się, że każdy odbiorca, niezależnie od płci, odnajdzie w opowieściach Autorki skrawek siebie, jakiś punkt wspólny. A jeśli właśnie zmaga się z czymś, co wydaje się końcem świata, otrzyma zapewnienie, że te kiedyś się kończą i że wszystko może się odmienić, niezależnie od tego, jak bardzo wydaje się beznadziejne.

Podziwiam Justynę Mazur za odwagę i szczerość, bo to bardzo osobista książka, której napisanie na pewno wymagało dużej odwagi. Podczas lektury może i nie płakałam, jednakże kilka historii i wniosków na pewno zostanie ze mną na dłużej. Wszakże, jak mówił John Lennon: „Everything will be okay in the end. If it’s not okay, it’s not the end”.

Ps. No i to wydanie! 🫠🫠🫠 Małe końce świata

Z największą przyjemnością, ale też niemałą nieśmiałością przedstawiam Wam moją pierwszą, wyczekaną i wychuchaną książkę. „Małe końce świata” to podzielona na jedenaście rozdziałów podróż przez życie, które usłane było końcami świata. Dosłownymi, jak ciężkie rozstania, śmierć bliskiej osoby, czy przemocowy związek, ale także tymi mniej oczywistymi, jak zmiana poglądów, zrozumienie relacji z rodzicem, czy relacja z Bogiem. Mimo, że to moje małe końce świata, jestem pewna, że w wielu z nich odnajdziecie także siebie i części swoich historii. Zachęcam Was do wyruszenia ze mną na małe końce świata. Małe końce świata

Czy tylko mnie się wydaje, że ta książka jest... przereklamowana?
Uwielbiam Justyny podcasty. Lubię to, co robi w sieci. Ma fenomenalny głos. Książka jest …ładnie wydana.
Ale Małe końce świata są moim zdaniem... płaskie.
Historie, jak historie. Nic specjalnego. I mimo, iż parę razy pomyślałam, że miałam podobnie - w żaden sposób mnie to nie ruszyło.
Zabrakło mi tego całego efektu wow. I zabrakło mi czegoś, bym Justynie... po prostu uwierzyła w tę głębię.
Pozycja absolutnie nie dla mnie. Małe końce świata Kiedy byłam jeszcze w liceum, często chodziłam na mszę do krakowskich Dominikanów. Zupełnie nie wierzyłam w Boga, religia i wiara były dla mnie zupełnie bez sensu, ale bardzo lubiłam te (zwykle bardzo świeckie) kazania i wspaniałą oprawę muzyczną. Co kilka tygodni zjawialam się więc, ku oburzeniu moich wierzących znajomych, na wieczornej mszy.

Ostatnia msza, w której brałam udział, to msza na rozpoczęcie roku akademickiego zanim wyjechałam, aby rozpocząć pierwszy rok w innym mieście i nowym kraju. Na tym kazaniu, zwracając się właśnie do studentów pierwszego roku, ksiądz powiedział coś w stylu poczas najbliższych lat swojego życia wiele razy będzie wam się wydawać, że to koniec, że wasze życie się skończyło. Ale zapewniam was, że to przejdzie i że wszyscy przechodzą przez takie okresy, że nie jesteście sami. Wiele razy myślałam później o tych słowach.

I taka właśnie jest ta książka. Myślę że gdybym przeczytała ja 10 lat temu, kiedy rozpoczynałam swoje dorosłe życie z dala od rodziny i znanego mi dotąd świata, dałabym jej 5 gwiazdek. Kto wie, może nawet to o tej książce myślałbym w trudnych momentach, zamiast o słowach kazania? Ta książka nie tylko mówi o tym, że są w życiu trudne momenty, ale pokazuje zamknięcie, fakt, że z każdą sytuacją można sobie poradzić.

Niektóre momenty są mocne, przy niektórych rozdziałach płakałam, rozdział o przemocowym związku jest mocny i bardzo mnie poruszył. Jako osoba ze świeckiego domu, byłam też zszokowana rozdziałem o religii.

Ale nagle książka się dla mnie skończyła - po kilku pierwszych, mocnych rozdziałach, miałam wrażenie, że reszta była naciągana, że już w sumie większość została powiedziana i że reszta jest tylko, żeby zapełnić odpowiednią ilość stron - rozdział o szkole i ocenach wydal mi się banalny i przesadzony, kolejny też był naciągany - w końcu odłożyłam książkę, bo nie czułam, że warto brnąć dalej.

Myślę, że można tę książkę polecić nastolatkom, żeby zobaczyły, co się może w życiu wydarzyć i że zawsze wszystko się jakoś ułoży. Jeśli chodzi o dorosłe kobiety, myślę, że warto zainwestować czas w inne pozycje. Małe końce świata chciałbym mieć kiedyś taką książkę o sobie Małe końce świata Prosta, a jednocześnie zawsze w punkt! Świetna książka! Małe końce świata To było piękne Małe końce świata

review Małe końce świata

Małe